Relacje

Cartagena – Relacja z wyjazdu do Hiszpanii 20-22.02.2015

0 1254

Pomysł wyjazdu do Cartageny wyszedł w tzw. biegu, bo jak to w naszym, pięknym kraju bywa, gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania i planowany od grudnia wspólny wyjazd do Alcarras, gdzie chcieliśmy wynająć cały tor tylko dla Polaków, upadł ze względu na brak porozumienia pomiędzy organizatorami. Motorraid postawiony w trudnej sytuacji musiał zaproponować alternatywne rozwiązanie swoim klientom.

Podstawowym założeniem było znalezienie miejsca z dobrą do jazdy pogodą. Drugim czynnikiem był ciekawy i nowoczesny, a przede wszystkim bezpieczny tor. Ponieważ Motorraid zrzesza kierowców amatorów tak sportu, jak i turystki, to trzecim czynnikiem było położenie toru umożliwiające odbycie wycieczek turystycznych po gładkich, krętych, zapierających dech w piersiach drogach publicznych. Wszystkie te cechy spełniał tor w Cartagenie oraz impreza organizowana przez (teraz już) naszych przyjaciół z włoskiej firmy Gully Racing. Korespondencja z Włochami miła i rzeczowa – pytanie, jak będzie wyglądała organizacja imprezy w rzeczywistości? Dużo słyszeliśmy plotek o włoskim systemie pracy i organizacji… ale w Cartagenie przeżyliśmy pełne zaskoczenie.

Po kolei…

mini_lotcartagena-370

W weekend zebraliśmy motocykle uczestników w Warszawie, a we wtorek ciężarówka z załadunkiem wyruszyła w trasę (dystans 3000 km). Niektórzy wyraźnie nie docenili odległości, rezygnując z usług linii lotniczych na rzecz dojazdu samochodem. Po powrocie dość jasno i stanowczo zaprezentowali swoje wrażenia. To była ich pierwsza i ostatnia jazda samochodem na takim dystansie. Ciężarówka potrzebowała aż 57 godzin, aby dotrzeć na miejsce, samochody osobowe były oczywiście szybsze, ale … niewiele. Dwa pełne dni w fotelu … odleżyny gotowe a Ci, co polecieli samolotem… 🙂

Pozostała część ekipy dotarła samolotem. Do Cartageny nie ma lotów bezpośrednich ani łączonych. Optymalnym połączeniem był rejsowy samolot Air France przez Paryż do Walencji. Podróż trwała 5,5 godziny, z czego tylko jedna godzina oczekiwania. Tu radzimy jednak wcześniej podjąć decyzję i zakupić bilet w przedsprzedaży. Po pierwsze – oba samoloty były zapełnione w 100%, nie było ani jednego wolnego miejsca. Widać linie lotnicze w poszukiwaniu oszczędności „zoptymalizowały” liczbę połączeń. Po drugie – na początku stycznia mogłem bilet kupić za ok. 900 PLN, na dwa tygodnie przed wylotem cena podskoczyła do 1100 PLN (sprawdzałem w niedzielę, 8 lutego), sprawdzam w poniedziałek i… jakież niemiłe zaskoczenie – cena biletu to już 1600 PLN. W taki oto głupi sposób z Tomkiem dołożyliśmy 1000 PLN do produktu narodowego Francji. Nie było nam do śmiechu. Lot przebiegał sprawnie, ale mieliśmy delikatną nerwówkę czy zdążymy na drugi samolot.

Udało się i lecimy już do Hiszpanii liniami Air Europa. Samolot wypchany po burty i do tego niemiłe zaskoczenie – brak posiłku. Jesteś głodny (a byliśmy) to kliencie „se kup”. Na lotnisku w Walencji pierwsze zaskoczenie – brak śladów istnienia wypożyczalni, w której zarezerwowaliśmy samochód. Po krótkiej dyskusji z napotkanymi Hiszpanami podążamy na parking, gdzie nasza wypożyczalnia o barwnej nazwie FireFly mieści się w siedzibie Hertz’a. O wypożyczalniach można pisać epopeje, ale tu akurat całkiem sprawnie poszło, przy czym zamiast podstawowej stawki 28€ płacimy 110€, ups… Drobna różnica wynikała przede wszystkim z ubezpieczenia dobrowolnego. Dodatkowe 20€ zainwestowaliśmy w „apgrejd” do „wypasionej” bryki marki Ford C-max 🙂

Ruszamy, bo zaczyna się ściemniać, a chcieliśmy jeszcze dzisiaj zajrzeć na tor i zobaczyć czy nasze motocykle już dotarły, oczywiście w stanie nienaruszonym. Wyjeżdżamy z lotniska, wpadamy na autostradę i … omal nie zderzamy się z ciężarówką… naszą ciężarówką wiozącą nasze motocykle. Aż się łezka w oku zakręciła, jednakże biorąc pod uwagę, iż z Walencji jest 300 km do Cartageny, stało się jasne, że motocykle nie dotrą dzisiaj przed 22-gą, więc rozładunku nie będzie. Dzięki temu dobrych nastrojach jedziemy do hotelu na kolację i piwko. Drobna rada – zabierzcie ze sobą GPS lub mapy, bo ceny GPS’a w wypożyczalni są nienormalnie wysokie. Do hotelu docieramy ok 21-ej więc całkowity czas podróży wyniósł 9 godzin, nieźle – pamiętajcie o tych, co wybrali się samochodem – 36 godzin jazdy, a ciężarówka jechała 57 godzin.

mini_hotel-cartagena-375

Pierwsze zaskoczenie – część ekipy była już na torze i uzgodniła z Włochami, iż nie ma żadnego problemu, jeśli ciężarówka dojedzie po 22-ej. Boksy na nas czekają i będą otwarte. Już lubimy tych Włochów.

Drugie zaskoczenie – mamy hotel SPA w centrum starożytnej Cartageny (założona w 228r p.n.e.). Z całym szacunkiem… ani razu nie udało nam się skorzystać z tego SPA… po prostu nie było na to czasu.

Trzecie zaskoczenie – spróbujcie zaparkować normalny samochód na podziemnym parkingu hotelowym. Teraz rozumiem, dlaczego Ibiza jest tutaj tak popularnym pojazdem.

20 lutego

Pobudka 7:00, szybki prysznic i śniadanko, na 8 chcemy być na torze. Jazdy co prawda zaczynają się od 10:00, ale przecież trzeba jeszcze sprzęt przygotować, zarejestrować się itd. Mając w pamięci kolejki na Speed-Day’u, jedziemy pełni obaw czy zdążymy. Pogoda średnia, trochę pochmurna, trochę lekka mżawka, ale szybko mija i mamy do dyspozycji suchą nawierzchnie i temperaturę otoczenia 16 st. C. Nie jest źle. Drogę z hotelu na tor mieliśmy prostą jak… no po prostu prostą, ale dzięki naszej przemiłej koleżance Darii, która nie lubi prostych rozwiązań, zwiedziliśmy najbliższe okolice Cartageny. Po dotarciu na tor przecieramy oczy ze zdziwienia, bo widzimy co najmniej 20 ciężarówek. Naprawdę imponujący widok.

mini_cartagena-rano375

mini_cartagena-truck-375

W powietrzu już unosi się zapach spalin i wibrujący odgłos grzanych silników. Wreszcie, po tylu miesiącach posuchy jesteśmy w naszym raju. Pierwsze kroki kierujemy do biura, a tam komplet dokumentów czeka w imiennie zaadresowanych teczkach. Jako “nieparlające” jednostki mamy specjalną odprawę w “inglisz”. Wszystko jasne nawet bez tłumaczenia. Wszędzie opisy, harmonogramy, strzałki… no po prostu rewelacja – zdecydowanie bardziej pasuje to do Niemców niż do Włochów. Na stole 6 rodzajów ciast i ciasteczek, owoce a przede wszystkim prawdziwa włoska kawa z ekspresu, espresso tak gęste aż lepkie. Tego nam trzeba było, aby się dobudzić. Krwiobieg w ruch wprawia również włoska koleżanka z obsługi. Aż się nie chce wracać do boksów 😛

Nie ma lekko, czas zacząć treningi. Kierowców podzielono na 4 grupy zaawansowania w zależności od rekordów czasowych na innych torach i uwaga… 90% naszej grupy znalazło się w „Amatori”, czyli najwolniejszej grupie. Chyba ktoś tu się mocno pomylił… ale trudno jedziemy jak każą, przecież już po pierwszej przerwie będą przenosić do odpowiednich czasowo grup. Transpondery są absolutnie obowiązkowe i bezpłatne tj. „w cenie”. Dostajemy je razem z uchwytem i trzema “trytytkami” – jak miło. Każdy dostaje numerki do naklejenia i „dzyndzelki” identyfikujące do kombi. Ruszamy na tor. Mój pierwszy niepokój wzbudza fakt, iż jedynie ja i dwóch kolegów z Polski jesteśmy na „lampach”, reszta towarzystwa w torówkach. Przypominam, że to grupa „Amatori”, a są jeszcze trzy grupy powyżej.

Po kilku pierwszych okrążeniach zrozumiałem dwie rzeczy: 1) Amatori to jak to wskazuje pierwsza litera grupa A, tyle tylko, że oni są na poziomie Poznańskiej A. Dopiero czas 1:44 predestynuje Cię do przejścia do grupy Esperti, potem jeszcze są Veloci i Piloti; 2) Świat motocyklizmu we Włoszech i w Polsce to dwie różne rzeczywistości. Oczywiście nie ujmując nic naszym najlepszym zawodnikom, którzy potrafią powalczyć, średni poziom wyszkolenia polskiego motocyklisty jest dramatycznie niski w porównaniu z Włochami i nie chodzi tu wyłącznie o ilość miesięcy dżdżystych czy zimowych. Oni po prostu się szkolą, jeżdżą na tory, które mają praktycznie w okolicach każdego większego miasta i trenują, trenują, trenują. Cóż… buty im mogę wiązać i koce zakładać ot co.

mini_cartagena-artur-redf375

Sam tor ciekawy, bardzo techniczny i dużo wolniejszy od Poznania. Długość 3700m, a czasy dokładnie takie samy jak w Poznaniu. Co ciekawe, część zakrętów wyraźnie o ujemnym profilowaniu, kilka mocnych nawrotów i zdecydowanie wolniejsze wyjście na prostą start-meta. Obsługa sprawna, reakcja na zagrożenia praktycznie natychmiastowa, natomiast zdecydowanie za często w użyciu czerwona flaga. Cóż, dmuchają na zimne. W pierwszym dniu zapoznaliśmy się dokładnie z torem, a niektórzy z nas postanowili sprawdzić także efektywność pułapki żwirowej. Na szczęście wszystkie motocykle dotrwały w pełnej sprawności do końca naszego pobytu.

cartagena-tor-relacja4fvcb

21 lutego – pierwszy dzień wyścigów – wyścig Endurance

Jadąc do Cartageny byliśmy szczególnie podekscytowani udziałem w nieznanym nam dotychczas wyścigu Endurance. Założenie jest dość proste – zespoły 3-4 osobowe, lotny start (wyjazd z boksów za pilotem, który zjeżdża po pierwszym okrążeniu), 31 zespołów i limit 92 okrążenia lub max. 3 godziny jazdy. Myślę, że w tym momencie team LRP uśmiecha się z pobłażaniem, biorąc pod uwagę ich start w 24h LeMans, ale dla nas to i tak wielkie przeżycie. Dużo dyskusji i opracowywania strategii. Ostateczna decyzja – wystawiamy team Motorraid Poland 1 złożony z najmocniejszych zawodników oraz team Motorraid Poland 2 – Ci mają za zadanie blokować wszystkich innych uczestników wyścigu (żart).

mini_cartagena-375-endurace

Kwalifikacje nie są tu najważniejsze. To, co zaważy na wyniku wyścigu to ilość zmian i wytrwałość zawodników. Tak czy inaczej, mamy 15-ste pole startowe. Bardzo restrykcyjnie sprawdzana jest procedura zmiany. Kierowca, który zjeżdża do zmiany, musi przed wjazdem na PIT Lane:

  • zatrzymać się przy sędzim
  • postawić stopę na asfalcie
  • wrzucić pierwszy bieg i spokojnie jechać do swojego stanowiska
  • zatrzymać motocykl, wyłączyć silnik i postawić na stojaku

Dopiero wówczas można zdemontować transponder i przekazać go zmiennikowi. Tamten musi czekać z wyłączonym silnikiem i tylnym kołem na stojaku. Kolejność odwracamy i zmiennik powoli na pierwszym biegu wyjeżdża na tor. Jak więc widzicie, taka zmiana kosztuje ponad minutę, czyli praktycznie 2/3 okrążenia. Jeśli motocykl wymaga tankowania lub jakichkolwiek technicznych poprawek to wolno ich dokonywać wyłącznie w boksie.

W przypadku czerwonej flagi następuje neutralizacja – wszyscy kierowcy zjeżdżają do PIT Lane i po otwarciu toru ruszają za pilotem z miejsc wyznaczonych kwalifikacjami. Nasza strategia była prosta – bierzemy najlepszego z nas (Emil Wyka) i jedziemy, ile się da. Pamiętajcie, że jeśli skończy mu się paliwo na torze to w zasadzie koniec wyścigu dla zespołu. W zespole nr 1 zgłosiliśmy następujących kierowców: Emil Wyka, Łukasz Złotnicki, Mariusz Szerszeń, Grzegorz Hanuszewicz. W zespole nr 2: Andrzej Twardowski, Eirik Olsen, Łukasz Siwik, a w części zaplecza technicznego działali Grzegorz, Maniek, Tomek i ja.

Wyścig czas zacząć!

Godz. 14:57 „wszyscy na start”; 15:00 rusza pilot i cały peleton 31 maszyn za nim. 6/7 okrążenie pierwsi kierowcy zjeżdżają na zmiany. Polacy cały czas na torze. Emil kręci już 20-ste okrążenie, zaczynają nad tor nadciągać ciężkie, ołowiane chmury. Krótka konsultacja i wrzucamy Łukasza Złotnickiego na wet’y (opony deszczowe). Zaczyna padać lekki deszcz, pojawia się czerwona flaga – czyżby ktoś mocno przecenił swoje umiejętności? Kierowcy zjeżdżają do boksów pojawiają się komunikaty po włosku, ale my nie bardzo parlamy więc gnam do anglojęzycznej blondynki i… czerwona flaga jest z uwagi na deszcz ?! Czyżby Włosi nie jeździli po mokrym? Składam „protest” – my jesteśmy gotowi, możemy jechać dalej – „protest” odrzucono.

mini_cartagena-wyscig375

No tak to spisek Włochów, którzy tak się przestraszyli potęgi Polskiego motocyklizmu, że za wszelką cenę próbują nam odebrać możliwość zajęcia dobrego miejsca 🙂 Na te chwilę, bądź co bądź, awansowaliśmy z 15 na 5 miejsce. Widać na Włochów padł blady strach. Przerwa trwa ok. 20 minut. W tym czasie serwisujemy motocykle (paliwo, opony) i naszego kochanego lidera. Odzywa się syrena i ruszamy do dalszej części wyścigu. Po 30-ym okrążeniu jesteśmy już na 4-ej pozycji. Nie jest źle, oby utrzymać ten wynik to przywieziemy pucharki (są rozdawane za 5 pierwszych miejsc). Powoli zaczynamy się zbliżać do momentu kolejnej zmiany i … czerwona flaga … neutralizacja. Los nam wyraźnie sprzyja. To kara dla Włochów za kombinacje przy regulaminie i zatrzymanie mokrego wyścigu. Wyjeżdża niezmordowany Emil. Niestety do końca jest jeszcze tyle czasu, iż mało prawdopodobnym jest. aby dojechał bez zmiany. Jest godzina 17:40. Regulaminowo do końca wyścigu zostało 20minut, tyle Emil da radę przejechać… w tym momencie dochodzi nas hiobowa wieść – wyścig jest przedłużony do 18:15!!! Co za kombinatorzy – jak nie kijem to pałką.

mini_cartagena375-emile

Godzina 17:45 na szybkim, prawym łuku puszcza przód Roberto Tamburiniego – absolutnego leadera wśród zawodników (rekord okrążenia 1:34, drugi z zawodników Włoskich miał czas 1:40, nasz Emil 1:42). Jesteśmy już na trzeciej pozycji. Rozpoczyna się gra nerwów. Ile Emil jeszcze da radę przejechać. Jest na pewno potwornie zmęczony i zaraz skończy mu się paliwo. Czy zmienić go już teraz, czy poczekać jeszcze chwilę? Z niepokojem śledzimy czasy okrążenia – wyraźnie widać zmęczenie, czasy z okrążenia na okrążenie są o sekundę gorsze. Mariusz Szerszeń stoi już w pełnej gotowości do szybkiej zmiany. Realizujemy konsekwentnie naszą strategię, jechać jak najdłużej. Jedna z ekip Włoskich zjeżdża na zmianę, nieprawdopodobne jesteśmy teraz na 2-giej pozycji.

Niesamowity sukces, byle tylko dojechać do mety, żeby nie popełnić najmniejszego błędu. Podejmujemy decyzję, iż najdalej za dwa okrążenia zdejmujemy Emila, a Mariusz ma za zadanie spokojnie ukończyć wyścig, dojechać do mety i dowieźć pudło. Wybija godzina 18:00, na nitkę wychodzi sędzia z szachownicą to koniec!!!

Jednak nie ma doliczonego czasu, koniec, koniec… Emil mija linie mety, mamy pudło, mamy drugie miejsce, jesteśmy czarnymi końmi tego wyścigu, beniaminek staje się najczarniejszym koszmarem Włochów, ale komisja zlicza czasy i okrążenia… Okazuje się, że pozycja widniejąca na telebimie to pozycja liczona od ostatniej neutralizacji. Po 10 minutach pojawia się wynik, nie możemy w to uwierzyć – Polski zespół amatorów wygrał wyścig Endurance pozostawiając setkę Włochów czarnej rozpaczy. Łzy szczęścia lały się po naszych twarzach, niesamowite emocje. Niby to sport amatorski, niby przyjechaliśmy tylko potrenować po zimie, a tu takie zaskoczenie. Jedna z piękniejszych chwil w moim życiu, mam nadzieję, że wszystkim Wam będzie dane przeżyć takie emocje.

mini-cartagena-win375

Dekoracja bez hymnów no bo skąd oni by wytrzasnęli mazurka Dąbrowskiego? Niemniej gratulacji i niedowierzania było mnóstwo, wywiady też były, ale autografów nikt nie chciał 🙂 My świętowaliśmy jeszcze potem długo w nocy, posilając się w naszej ulubionej restauracyjce i kosztując wspaniałego hiszpańskiego wina. Oczywiście wszystko z umiarem, bo nazajutrz czekały nas wyścigi indywidualne.

cartagena-win1st-polska

22 lutego

Dzień przywitał nas słoneczną, bezchmurna pogodą, jednakże przenikliwy wiatr skutecznie informował nas o tym, że to dopiero luty. Nie wszyscy tego dnia wyjechali na tor. Byli tacy, którzy musieli odpokutować za świętowanie sukcesu dnia poprzedniego i dzięki wrodzonej rozwadze porzucili pomysł ujeżdżania rumaków. Inni nabawili się awarii technicznych, a byli tacy, którzy wyjechali na dwie sesje i stwierdzili, że właściwie mają już dość – trzeba popracować nad kondycją fizyczną, bo ta mocno w zimie ucierpiała.

mini_cartagena-restaurant-motorraid

W wyścigach indywidualnych znów najwyższą lokatę osiągnął Emil – miejsce 5. Tamburini zdeklasował rywali, ale chyba jego cechą stałą jest upadek w końcówce biegu, bo i tym razem zaliczył “glebę”. Na ostrym nawrocie, w wyjściu na prostą start-meta Tamburini przestrzelił i zwiedził żwirek. Zanim podniósł motocykli i wykopał się z pułapki żwirowej, minęły cenne dziesiątki sekund.

Jednakże przewaga Tamburiniego była tak potężna, iż pomimo upadku i straty dojechał na metę jako pierwszy z 15-sekundową przewagą. Po dniach pełnych emocji przyszedł czas na powrót do Polski, w końcu mamy czym się pochwalić i co opowiadać bliskim i znajomym.

Podsumowanie

Wśród 120 uczestników treningów było jedynie 20 obcokrajowców pozostali to Włosi. Wyjazdy Gully Racing są nastawione zdecydowanie na sport. Motocyklistów mniej doświadczonych zapraszamy na nasze pozostałe wyjazdy turystyczne i sportowe.

Wszyscy wróciliśmy cali, zdrowi, uśmiechnięci, a przede wszystkim zadowoleni tak z jazdy, jak i z nawiązania nowych znajomości. Teraz już szykujemy się na następne wspólne torowanie 29-30 kwietnia Panonnia Ring z opcją skoku na tor Monza we Włoszech w dniach 2-3 maja. Do odważnych świat należy, a polatanie na takim torze zostanie zapewne w naszej pamięci do końca życia 🙂

  • Relacja z Portugalia – Algarve – Jerez (październik 2017)

    W dniach 08-15 października 2017 byliśmy w Portugalii i Hiszpanii. Zwiedziliśmy kawał kraju, liczniki wskazywały 2400km więcej niż w dniu wyjazdu, potrenowaliśmy na wspaniałym torze MotoGP Jerez, opaliliśmy się, najedliśmy i zgubiliśmy dokumenty 🙂 Działo się na prawdę sporo … z co dokładnie? Poczytajcie … klik w obrazek i jesteście w naszej bajce 🙂 Miłego….

  • Treningi Autodrom Most 30-31 lipca 2018

    Sprzedanych miejsc: 80% Termin: 30-31 lipca 2018 – sesja 2 dniowa   Autodrom MOST Zapraszamy do wspólnego wyjazdu i wzięcia udziału w treningach na obiekcie, na którym odbywają się Wyścigowe Motocyklowe Mistrzostwa Polski – Autodrom Most. To miejsce nie pozostawiające obojętności. Ten tor albo się kocha albo nienawidzi. Bardzo techniczny już od pierwszego zakrętu. Duże prędkości,…

Choose a language

Check it out !!!

 

Czerwiec 2023
P W Ś C P S N
« Sie    
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
2627282930